wtorek, 6 kwietnia 2010

Post scriptum i Madame Garderoba ;-))

Witam Was Kochane Kobietki:) !
Mam szczerą nadzieję, że po Świętach każda z Was, z głową pełną pomysłów
będziecie nadal zamieszczać na swoich blogach to wszystko co w duszyczkach Waszych gra:)
A ja będę miała nieodpartą przyjemność te cuda dla oka i ducha oglądać i czytać:)
Dziękuję za wszystkie komentarze pod moim poprzednim postem, w którym temat przeze mnie poruszony okazał się jednak baaaaaardzo kontrowersyjny - jak zapowiadałam zresztą wcześniej. Zresztą i sam post powstał duuuuużo wcześniej, zastanawiałam się jednak, czy publikować go czy też wstydzić się tego, co KIEDYŚ mnie zainteresowało... W nagłówku jednak napisałam, że nie zamierzam dopuszczać się żadnej autokreacji i "tworzyć siebie od nowa" .Po prostu jestem "ciekawska" i lubię poznawać. To nie odnosi się tylko do ezoteryki w szerokim ujęciu ale również do nauk pragmatycznych...Fascynuje mnie mnóstwo jeszcze inych rzeczy, o których mimo wszystko będę pisać. Nadal.
    Z niektórych komentarzy natomiast wynikało jasno, że robię "to" - czyli kładę tarota nadal. Nie kładę. Chyba odkąd wyjechałam z Kraju.Żeby było jasne.I nie żałuję. I kajać się również nie będę. Ale karty leżą schowane w haftowanym etui specjalnie do tego celu stworzonym przeze mnie...I na temat energii tych kart wypowiadać się nie będę, ponieważ karty te mają taką energię, jaką ludzie, którzy się nimi posługują. STOP.KONIEC.KROPKA. Zamykam ten temat.
Miał to być krótki post scriptum....hmm...wyszedł długi:(((
Już od jakiegoś czasu chciałam napisać a...właściwie OPISAĆ przedziwną historię związaną z poniższym "meblem" - który to mebel nazywam "Madame Garderoba" ;-))


Zobaczył ją właściwie mój Mąż na giełdzie antyków w ubiegłym roku, w maju...W tym miejscu muszę zaznaczyć, że Małżonek mój nie należał wcześniej do grona entuzjastów przedmiotów, na których czas pozostawił ową trudną do zdefiniowania patynę...Po prostu "czuł się nieswojo" wśród starych przedmiotów. Na szczęście zmienił zdanie i patrzy na przepiękne rzeczy z historią już nieco inaczej:)) Mam nieskromną nadzieję, że choć po części jest to moją zasługą:)))
Ale....ale....odbiegłam od tematu....wracam zatem.... otóż jak wspomniałam, mebel zobaczył Mąż a...ja stanęłam jak urzeczona i pamiętam pierwsze zdanie jakie wykrztusiłam....Rudi...błagam, ja ją muszę mieć.....choćby nie wiem ile miało to kosztować......Czułam całym swoim jestestwem, że garderoba nie jest  niemiecka, nie wiem dlaczego byłam pewna,że pochodzi z Francji, piękny eklektyk, orzech, z oryginalnym LUSTREM!!!! Nie dotknięta (uff!!) ręką konserwatora....rocznik circa 1840-1860...tak sobie kalulowałam....cenę mniej więcej również w myślach "oszacowałam"...
Mąż mój jak zwykle sceptycznie zapytał: "a gdzie ją ustawisz????"
-"oj nie martw się , znajdę miejsce" - wiedziałam, gdzie miała mieć swoje docelowe miejsce, sęk w tym, że miejsce to było zajęte już innym meblem i....należało się go w sposób jaknajbardziej bezbolesny - dla mojego Męża - POZBYĆ!!!!!! Mebel ten był raczej efektem poprzedniej fascynacji Małżonka stylem....raczej mocno nowoczesnym - odbiegającym zatem "nieco" od mojego. Ale znów lawiruję...
Wracam więc do wątku....Wszystko sę zgodziło: mebel rzeczywiście francuski, orzech - jasne, nierestaurowany,lustro (!!!) oryginalne....tyle, że cenę to ja moje Drogie "przeszacowałam" - na swoją korzyść....Łudziłam się jeszcze, że tu w Niemczech jestem raczej krótko, że....źle zozumiałam i takie tam...ehhhhh...zrozumiałam dobrze.. Czekałam w napięciu co Mąż na to.....popatrzył a mnie (chyba raczej na moje cielęce oczy)  na mebel, na mnie na mebel,  podał Sprzedawcy cenę niższą o kilkaset euro - ja....odeszłam po prostu, bo wiedziałam już ,że jest "po ptakach"...tymczasem....On, znaczy Sprzedawca w końcu się ....ZGODZIŁ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
I tak o cudo znalazło się u nas....A wraz z owym cudem pojawiła się lawina wydarzeń.
I teraz proszę się nie śmiać, ani brwi nie marszczyć, ani też nie myśleć, że zwariowałam ( pisząc to co piszę teraz - zwłaszcza po temacie tarota - zostanę i tak zdiagnozowana - trudno).
Postaram się dokładnie opisać owe"przypadkowe" wydarzenia:
Garderobę ulokowaliśmy tymczasowo w jadalni (mieliśmy w planach remont łazienki, nie chcieliśmy by w jej pobliżu nowy nabytek pokrył się pyłem ).
Muszę też zaznaczyć, że do chwili obecnej trudno mi to wszystko, o czym zaraz tu napiszę - w jakiś racjonalny sposób wyjaśnić......UWażam, że to przypadki, z drugiej jednak strony, nie wiem, co o tym myśleć...
Zatem:
dokładnie tydzień później (licząc od dnia zakupu) - mąż miał wypadek, niegroźny ale jednak....
minął kolejny tydzień- spięcie z teściami (o bzdurę! i to po raz pierwszy!)
po kolejnym tygodniu Filipek, mój Ludzik miał "wypadek", również niegroźny, dużo krwi, strachu ale wszystko dobrze się skończyło. Jeszcze wtedy nawet do głowy mi nie przyszło, że "nowy zakup" może mieć w tym jakiś udział. Gdy teściowa mi to zasugerowała, powiedziałam Jej, że to przypadki....a Ona mi na to, że ilekroć przechodzi obok garderoby, czuje lęk i jest Jej zimno....hmmm...przyjęłam do wiadomości ale jako sceptyk...jakoś trudno mi to było zaakceptować....Kolejny tydzień....pożar, tak pożar, którego źródło miejsce miało w pokoiku (!!!!!!!) Ludzika...Filek na szczęście był na spacerku z Babcią.....przyczyny pożaru nie określili przedstwiciele obu firm ubezpieczeniowych.....stwierdzili tylko, że mógł to być samozapłon.  Wybaczcie ale w to z kolei to ja nie wierzę!
I tak, zamiast planowanego remontu łazienki, który mał być ostatni (byliśmy PO REMONCIE!!!) był remont, a jakże, całego domu!!!!!!!!!!!!
Mija kolejny, równy odstęp siedmiodniowy....mam wypadek ja....szycie kolana w następstwie niefortunnego upadku ze stołka.....W międzyczasie kłotnie, nieporozumienia......No nie....tego nigdy jeszcze nie było!!!!!
Pewnej nocy nie wytrzymałam....Miałam wodę święconą, wzięłam starą biblię, odczytałam Ewangelię i pomodliłam się...Nie wiem dlaczego to akurat przyszło mi do głowy....bo przyznam Wam, że nie byłąm do końca o niczym przekonana.......


Od tamtej pory minął prawie rok.....spokoju....ciszy.....bez nieporozmień, kłopotów...Pewnie, że życie nie składa się z samych tylko promiennych chwil, że udział w nim mają również wydarzenia przykre....dotykające samego "jądra bólu" - ale one po to są, byśmy nauczyli się doceniać te przyjemne, wspaniałe i dobre.....i czerpać z nich siły i radość:))
Cóż....nadal nie wiem co o Madame Garderobie sądzić, ufam, że się "uspokoiła" .....
Pozdrawiam Was Kochane i na reszę tygodnia pogodne pozdrowienia ślę:)

14 komentarzy:

  1. No kochana, ciarki mi przeszły po ciele, czytając tego posta...coś musiało w tym być, skoro Twoja modlitwa i woda święcona wyleczyły dom z nieszczęść - może to i przypadek i zbiegi okoliczności, ale lepiej na zimne dmuchać...generalnie Madame Garderoba bardzo urokliwa, ale może skrywa jakąś tajemnicę?:) - Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekałam na tą historię, garderobę zobaczyłam u Ciebie już dawno. Teraz w pełni mogę ją podziwiać. Egzorcyzmy Madame G. bardzo obrazowe, też ciarki mi po plecach przeszły. Może dlatego sprzedawca się chciał nawiedzonego mebla pozbyć? ;-) Ale poważnie - wyjątkowo piękny okaz, nie dziwię się miłości od pierwszego wejrzenia. Mój mąż też zawsze moje zapędy zakupowe zaczyna: a wiesz gdzie to postawić?
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. ohhhhhhh ciary po plecach przeszły ojjj przeszły jak przeczytałam historie twojego mebelka!!! piękny jest i dobrze ze już spokoj panuje u ciebie w domku!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam takie romantyczne historie, ale dla Ciebie bylo to troche niepokojace. Garderoba jest piekna, moze rzeczywiscie skrywa jakas tajemnice - mozna tylko sobie powyobrazac co by to moglo byc.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wierzę w to co opisałaś, wierzę w energię przedmiotów i w ich "dusze" które mogą przekazywać złe emocje. Dlatego, może to śmieszne, gdy kupuję stare przedmioty, przedmioty z targów staroci robię to z ogromnym namysłem. Jeśli czuję że coś jest nie tak /a czasmi czuję/nie kupię przedmiotu nawet jeśli jest najpięknijeszy. Tak łatwo można do domu wprowadzić coś złego. Moja znajoma też miała taki przypadek jak Ty z małym przedmiotem, zwróciła go właścicielowi. podziwiam Twoje samozaparcie. Ja podzwękowałabym Pannie Madame i odesłała ją w.... no gdziekolwiek :)
    A patrząc na te zdjęcia jej, mam wrażenie że zarza zobaczę jakieś odbicie w lustrze...Brrr... Podobno osoby z pod znaku wagi są dobrymi medium... Wolę nie sprawdzać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ale historia! teraz co mam zrobić z tymi wszystkimi rzeczami, których poprzednich właścicieli nie znam?:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. No niesamowita historia!Ja już mam gęsią skórkę!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. WItam Kochane:)
    No i nie było moim zamiarem, Was straszyć:(((
    Sama pisałam posta bez emocji, bo w sumie minął już jakiś czas od tamtych wydarzeń...Mam bardzo dużo rzeczy małych i dużych (te duuże zostały w Polsce, cieszą oczy moich Rodziców, nie mogłam ich wywieźć, ponieważ - idąc zgodnie z prawem zapytałam konserwatora zabytków, co On a to. Był"przeciwny". Dziś po prostu nie pytałabym ale to cały temat pewnie na przyszłego posta:))) i staram się zawsze, na ile jest to możliwe, poznać historię przedmiotu, który zamierzam nabyć..nie zawsze sami Sprzedawcy ją znają...Tamtej nocy pamiętam, byłam bardzo spokojna...zapaliłam w jadalni (bo ona tam stała, "ofoliowana" - ponieważ zaczął się remont "po remoncie") białe
    świece, woda święcona z Lichenia, kadzidło biblia i podobizna Archanioła Michała... Uwierzcie mi, byłam zdecydowana na wszystko, byle tylko zażegnać te "przedziwne sploty wypadków"....Poza tym znajomi, rodzina zaczęli "dorzucać" coś od siebie i...powiedziałam stop!
    Siedziałam przed ową garderobą z godzinę, do 3 nad ranem... Później nie czułam już nic, poza dziwnym spokojem.
    Jeśli jednak chodzi o "antykowe zakupy"..mam kilka zasad, których jeszcze nie złamałam i raczej nie zapowiada się, bym miała to zrobić... W Polsce zawsze podobała mi się stara biżuteria i stare zabawki...Wiecie ile tu tego jest?????????????????? W żadnym z państw w których byłam tyle tego nie widziałam!! Moja wyobraźnia podsuwała mi zawsze okrutne "obrazy", ilekroć spojrzałam na przepiękne kolczyki czy lalkę z biskwitu z okresu secesji, czy art deco....czy powinnam pisać jaśniej, mieszkając w Niemczech, w Bawarii - tej katolickiej Bawarii w której narodził się chory od podstaw totalitaryzm - o odczuciach??? Nie potrafiłabym zresztą ubrać w słowa tego, co podpowiada mi wyobraźnia i wiedza historyczna w "tamtym" temacie...... To tyle co miałam "do wrzucenia" w kwestii "moich trzech groszy"
    Pozdrawiam Was Kochane:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hmmm, widzę że jednak moje "3 grosze" nie dają Ci spokoju - skoro je wspominasz, ale to dobrze, znaczy że przeciwnik poczuł się nieswojo.
    Przepraszam za zamieszanie w Twoim sercu w kwestii tarota, ja po prostu zbyt dużo miałam doczynienia z duchowymi skutkami tarotowych zabaw, żeby przejść obojętnie obok osoby, którą polubiłam a która weszła w ten temat.
    Na prawdę Małgosiu nie mam złych zamiarów, bardzo lubię Twojego bloga i Ciebie też.
    Polecam Ci przeczytanie pozycji "Piękna strona zła" {Michaelsen Johanna}, wprawdzie książka nie dotyczy sensu scricte tarota ale świetnie przedstawia mechanizm działania: jak pod płaszczykiem wiary i miłosci i dobra kryja się paskudne złe rzeczy. Historia jest autentyczna, pisamna na podstawie wspomnień... polecam...
    A jeśli chodzi o tę przecudną Madame... to w rzeczy samej też mam doświadczenia podobne, niejednokrotnie zdarza się, że przedmioty niestety mając złą historię na koncie, są pod powiedzmy 'władzą' złego i prywatne egzorcyzmy są jak najbardziej wskazane ...
    Pozdrawiam sedecznie.
    Basia

    OdpowiedzUsuń
  11. Basia pisze...
    Hmmm, widzę że jednak moje "3 grosze" nie dają Ci spokoju - skoro je wspominasz, ale to dobrze, znaczy że przeciwnik poczuł się nieswojo.
    Przepraszam za zamieszanie w Twoim sercu w kwestii tarota, ja po prostu zbyt dużo miałam doczynienia z duchowymi skutkami tarotowych zabaw, żeby przejść obojętnie obok osoby, którą polubiłam a która weszła w ten temat.

    - pogubiłam się, BAsiu:DDD
    Nie jestem ani przeciwnikiem (czyim? Twoim?) ani osobą, którą rzekomo polubiłaś..Czy poczułąm się "nieswojo"?? Nie, Basiu:)) Jestem ponad to:D
    A odpisałam Ci, bo Twój komentarz uznałam za ciekawy "inaczej" - to wszystko. Skoro czytasz to co piszę - to wiesz,że odpisuję na komentarze, więc wyjątkiem niestety, nie jesteś:))
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj, Małgosiu!
    Pisząc 'przeciwnik' miałam na myśli nie Ciebie, tylko tego kto stoi za tarotem - tarot bowiem wywodzi się z kręgów okultystycznych, więc nazwijmy to po imieniu: diabelskich (jeśli tego nie wiesz, to sprawdź sama) i dla uściślenia: tarot nie ma nic wspólnego z Bogiem i sprawami Bożymi.

    Właściwie to coraz bardziej Cię lubię, bo nie dość że zdolna z Ciebie osoba, to jeszcze inteligentna i dociekliwa. I właśnie na tę dociekliwość liczę bardzo - bo ona mam nadzieję doprowadzi Cię do poznania Prawdy [Poznacie prawdę, a prawda Was wyzwoli - jak mówi Pismo].
    Wiem, że odpisujesz na komentarze - nie czuję się bynajmniej jakoś szczególnie wyróżniona - choć cieszę się, że podjęłaś dialog. Jeśli chcesz podam Ci kilka ciekawych miejsc w sieci, byś mogła spojrzeć na temat od strony, od której być może go nie znałaś. Ale nie naciskam, szanuje bowiem Twoje poglądy (choć może tego nie tak nie odbierasz).
    Właściwie to można by rzec [jak to się mówi w takich sytuacjach, w kręgach w których się obracam]że: zaczęłam walkę o Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Um elemento decorativo de grande estilo e beleza!
    Um abraço para si, obrigada pela sua visita e simpatia e um fantástico fim de semana,
    Maria Lemos

    OdpowiedzUsuń
  14. Basiu:)
    Pozdrawiam Cię cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń

Ciesze, sie, ze pomimo utrudnien udalo Ci sie znalezc mnie ponownie... Dziekuje pieknie za kazdy komentarz, kazde slowo, ciepla mysl.