Witam Was cieplutko z wirtualna imbirowo-cynamonowa herbata oraz mufinkami (jedyny rodzaj "ciasta", ktory jako tako mi wychodzi;-)))!
Znow zmuszona jestem napisac..: "troche mnie nie bylo", mysle jednak, ze zdecydowana Wiekszosc z Was juz sie zdazyla do moich nieobecnosci "przyzwyczaic", co rzecz jasna w zadnym stopniu nie usprawiedliwia mojej nieobecnosci u Tych z Was, ktore maja wlasne blogi:( mea culpa:( Praktycznie rzecz biorac, rezerwujac sobie...powiedzmy 5-6 godzin na przecietnej wielkosci wpis (mam na mysli moj wlasny przyklad) plus zdjecia, ktorych u mnie jest dosc...."sporo" a ktore rowniez wymagaja pracy, choc prawde mowiac nie bawie sie w ich obrobke poza zmniejszeniem i podpisem - okazuje sie, ze grozi mi zwykle "manko czasowe":(( Ale z tego typu problemem boryka sie Wiekszosc z Was, wiec nie bede sie rozpisywac, tym bardziej, ze przyslowiowej Ameryki nie odkryje....
Chcialabym jeszcze na moment wrocic do poprzedniego wpisu odnoszacego sie do komentarzy:
zablokowawszy komentarze od Osob Anonimowych, doszlam do wniosku, ze jest to niesprawiedliwe w odniesieniu do Tych z Was, drogie Anonimowe, ktore jestescie ze mna od samego poczatku i dlatego postanowilam wprowadzic moderowanie. Tak, moderowanie wlasnie. I to bynajmniej nie dlatego, ze obawiam sie krytyki, nie mam absolutnie nic przeciwko krytyce, ktore wnosi ISTOTNE I KONSTRUKTYWNE a zatem - takze cenne - sugestie dla jej Odbiorcy. W momencie jednak gdy jej celem jest glownie przelanie wlasnych frustracji i kompleksow na druga Osobe bez jakiegokolwiek uwzglednienia Jej poziomu wrazliwosci - nie mam zamiaru takiej PSEUDOKRYTYKI tolerowac i publikujac ja - ZASMIECAC w ten sposob moje miejsce, ktore w koncu to ja stworzylam w sieci - i niepotrzebnie zupelnie przyjmowac na siebie cudzy jad. Nie tak dawno jeszcze zastanawialam sie, dlaczego Niektore z Was Kochane Babeczki - moderujecie komentarze...Teraz juz WIEM, ROZUMIEM i POPIERAM. Nie ma sensu "przeflancowywac" negatywnej energii na wlasne poletko, na ktorym uprawia sie drobiazgi majace na celu choc w minimalnym stopniu upiekszanie - na kazdej z plaszczyzn - otaczajacej nas rzeczywistosci....Kiedys Fiodor Dostojewski napisal: "piekno moze ocalic swiat" - jakkolwiek subiektywna moze byc definicja owego piekna - warto o tym pamietac, nawet ukladajac dekoracje z owocow na stole:) czy.....komentujac Innych w odniesieniu tylko i wylacznie do wlasnych "prawidel" tego co jest "be" i tego, co jest "cacy"......
Wracajac jednak do tematu mojej dzisiejszej bazgraniny...
JEST ZIMNO...I BIALO....za oknem, choc to jeszcze pazdziernik wprawdzie i jeszcze kilka dni temu biegalam w sweterku, dlatego z zaskoczeniem dzis rano, po podniesieniu rolet zobaczylam biel snieznej pierzynki za oknem, pokrywajacej wiekszosc ogrodu:))
A czas zimowy kojarzy mi sie nieodmiennie z przygotowaniami swiatecznymi, rowniez w kwestiach dekoracji...dlatego dzis przedstawiam Wam Kochane kilka kolekcji, choc nie wszystkie zwiazane sa z magicznym okresem, jakim dla mnie zawsze jest...owe "przedswiateczne szalenstwo" ;-))))
Quilt....nie jako narzuta (choc moze nia byc) lecz jako serweta na okragly stol, ktora Ktos, z mysla o Kim powstala - na nim polozy.....
Tym razem nie przemilcze juz faktu, ze sie nad nia dosc..."ostro" narobilam...Zaczelam od czterech blokow, ktore mialy zdeterminowac kolorystyke calosci....Dopiero pozniej, etapami powstawaly kolejne elementy...nie bylo szkicu, zarysu nawet. W tym przypadku poszlam na zywiol a raczej slepo podazylam za wyobraznia. W ten sposob powstala serweta, o ktorej z duma moge powiedziec, ze jest JEDYNYM EGZEMPLARZEM NA SWIECIE, chyba, ze Ktos sprobuje ja skopiowac;) Ale wowczas bedzie to...KOPIA.
...Wracajac do serwety....centralne czesci pikowalam recznie, po kilka warstw tkanin i wypelnienia, czyli pianki - bez naparstka oczywiscie (!!), choc kolekcje naparstkow mam...powiedzmy taka, ktora sprawia bardzo mylne wrazenie - KONIECZNIE NIEZBEDNYCH:)))))))))
Zewnetrzne brzegi zdecydowalam sie popikowac juz maszyna, by stworzyc tak ukochane przeze mnie wrazenie 3D :) Tak, tak, nawet w przypadku quiltow daze do uzyskania tego efektu, ktory wyroznia je sposrod innych. I tak ma byc....(?)
Tkaniny: Lecien z serii Lynette Anderson, Moda serii Maison Garance, Basic Quilters, Moda serii Lumiere de Noel, oraz bawelna Uni.
Ach...jeszcze ta zielona tkanina to Red Rooster z serii Tangled Threads by Terri Degenkolb.
W samym srodku umiescilam okragly blok z - moim zdaniem - magicznym przeslaniem nie tylko na okres swiat....
Bloki umiescilam w taki sposob, by dwa odwrocone niejako pozostaly napisami, by z kazdej strony byly czytelne;)
Do powyzej opisanej serwety dopasowalam quiltowe, pikowane poszewki na poduchy w ilosci 3 sztuk. Oto one:Oblamowanie powstalo z pocietych, nastepnie pozszywanych 2 i 3 centymetrowych paseczkow tkanin. Licze, ze sie spodoba:)
Jeszcze pokaze spod, lewa strone serwety, ktora rowniez mozna ulozyc na stole jako alternatywe:))
Ponizsza "rzecz" powstala z mysla o moich zbiorach sznurkow wszelkiej masci i tasiemek...Pudlo jest dosc...spore, pomiesci wiekszosc zasobow....Wykonalam je w odwrotnej kolejnosci, tzn. TKANINA zdominowala kolorystyke calosci, w tym haftu...wlasciwie przede wszystkim haftu...
Zaczelam od doboru nici : jedwabiu, ktory wczesniej pocieniowalam w odcieniach subtelnych pasteli, wzor natomiast nasunal sie w trakcie haftowania:))
W punkcie centralnym uwiescilam uroczego charmsa od Lynette Anderson w ksztalcie maszyny do szycia, natomiast ptaszek na galazce pochodzi z tych charmsow, ktore malowalam wlasnorecznie.
Jeszcze maly detal: wycielam w szkatulce otwor i "wmontowalam" drewniany guziczek:) Taki niby drobiazg ale....czesto jest niewytlumaczalnym dopelnieniem calosci...
Tkanina w srodkowym rzadku, na samej gorze byla inspiracja do powstania powyzszej szkatuleczki;-)
A propos tkanin.....Ponizszy zestaw mam nadzieje wystarczy mi na okres zimowy, o ile okre ow nie przeciagnie sie zbytnio;-)))
Ponizsze to welniane dzerseje i kaszmirowa flanela w odcienbiu wielbladzim - posluza jako surowiec, z ktorego powstan ciuchy zimowe;-)
I...jeszcze malenki rzucik okiem na quiltowa kolekcje bawelny :-)
Pamietacie moj ostatni quilt????
Uszylam do niego ...koszyczek na pieczywo, jako ze quilt lezec bedzie na stole w jadalni i pelnic funkcje serwety, zatem koszyczek wraz z rzeczona seweta stworzy przyjemny dla oka mariaz i formy i tresci;-))
...Na razie jednak.....skladam w nim nowoprzybyle nici kaszmirowe, niezbedne do haftu przestrzennego...Musze tylko zakonczyc ich cieniowanie.
Lamowalam brzegi i wyokraglone uchwyty recznie. Koszyczek jest bardzo sztywny i stabilny a o to wlasnie mi chodzilo.
Poduszka na szpilki i igly....Pokazywalam tyle ich wariantow, ze juz sama nie pamietam niektorych ich form, nie mniej jednak ponizszej na pewno nie bylo. Mam na mysli przepikowanie "na wylot" naszywanych aplikacji. Potrzebna jest do tego bardzo dluga igla ale efekt jest ciekawy. Poduszka wyglada "plastyczniej" i jest "zbita", dzieki czemu igly i szpilki sa w niej bardzo stabilnie osadzone .
Poduszeczke od podstaw, w 100% uszylam recznie, z malenkich skrawkow roznych tkanin, dolozylam aplikacje z szantungu w miejscu centralnym, ozdobilam haftem wstazeczkowym. Gotowe:)
Zawieszki....wprawdzie nie dla mnie ale warte tego, by ich forme uwiecznic.
Cebulowaty ksztalt ostatnio wlokl sie za mna na tyle silnie, ze....zaraz po uszyciu moich, przystapilam do szycia tych:)
Tkaniny to cienki len polaczony z bawelna Moda- serii Verona Rose, kilka zawieszek drewnianych, plus subtelny haft plaski i wstazeczkowy stworzyly nienachalna w tresci calosc....
A teraz................A teraz.............by znow Ktos mogl mi "dolozyc", ze sie chwale - tym razem bedzie mial racje - BO SIE CHWALE, radosc mnie rozsadza wrecz..... Widzicie klateczke w oranzerii ponizej...?????przedstawiam Wam Kochane Dwoch Nowych Lokatorow:)))))))))))))))))
Cytrynowozielona to samiczka - Vella oraz blekitnoturkusowy Tobi:) Dwa Malenstwa Papuzek Falistych:))))) Jestem przeszczesliwa!!!! Nasza Aisha, potocznie zwana Fifi (suczka Shih-Tzu) miala ochote wpakowac sie cala do klatki, niestety skarcona przeze mnie zmuszona byla odpuscic ten szalony pomysl, po czym dzien pozniej calkowicie stracila zainteresowanie ptaszkami, nawet ich dzwieczne trele nie sa w stanie Jej zwabic pod klatke:-)))))
Panienka pojawila sie w miniona srode, natomiast Monsieur ....wczoraj...dzis juz siedzial mi na palcu udajacym zerdke, jednak jesc z reki nie chcial....Potrzebuje czasu...I tak jestem w totalnym szoku, ze moge swobodnie wlozyc reke do klatki i nie wywoluje w niej poplochu...Dziwne.... Wiem, ze jest to dziwne, poniewaz "troche" ( no dobra, troche wiecej niz troche:-))) ) poczytalam na ten temat. Zakup Ptaszkow w zadnym wypadku nie byl spontanicznym kaprysem, tym bardziej, ze nigdy wczesniej nie mialam w domu tych uroczych Istotek - chcialam zatem - przynajmniej w sensie teoretycznym - byc przygotowana na przyjecie i wspolne zycie z nowymi Domownikami. Ciekawostka: w odroznieniu od mojej Aishy vel Fifi (uroczego "pieska - mopka", ktory gdy spi nie wiadomo nigdy, gdzie ma ogon a gdzie lepek)- Ptaszki nie reaguja na blysk flesza w aparacie fotograficznym:)))))))))))) Z Fifi mam ogromny problem: za kazdym razem, ilekrosc biore aparat do reki - PIESEK sie DEMATERIALIZUJE:(((((((((((((( Podczas burzy, zwlaszcza blyskawic - chowa sie do szafki kuchennej...szok.....To dlatego praktycznie nie mam na blogu fotek Fifi - nie chce Jej na sile stresowac...Dlatego reakcja Ptaszkow byla sympatycznym zaskoczeniem:))))
Powiedzcie, czy nie sa slodkie???????
To jest Monsieur Tobi....bardzo odwazny i niezwykle ruchliwy:))))
Czyszczacy piorka Ptaszek to Panna Vella, nieco wieksza ale niebywala chytruska;-))))
A tu...ponizej....coz...."Rzeczywistosc pazdziernikowa" bawarskiego miasta.....ktora jednak zamierzam przekuc w kolejne tforry:))))))) A tymczasem................
Kochane zycze Wam radosci czerpanej garsciami z otaczajacej rzeczywistosci:)))))
Mnostwa inspiracji w nadchodzacym tygodniu,
Slonca, ktore przyjemnie rozgrzewa i otula cieplym blaskiem
Usmiechu dla Innych i nas samych:))))))
Usciski sle:)