sobota, 11 grudnia 2010

Dziekuje...ostatni raz w tym roku...

  Powyzszy tytul jest jedynym, jaki mi sie nasuwa, ilekroc pomysle o mijajacym roku.... Wiem, ociera sie o podsumowanie ale....tak jest...w istocie....
Otoz jest to moj ostatni  post w tym roku... Za tydzien bede prawdopodobnie w drodze do Polski... Nie znajduje odpowiednich slow, ktore bylyby w stanie w pelni oddac moja przeogromna radosc z tym zwiazana..
W ciagu najblizszych dni czekaja mnie jeszcze porzadki, pakowanie, ostatnie prezenty, zakupy.... Nie wiem wiec czy zdaze jeszcze cos napisac a tak bardzo, bardzo chcialabym....

Podziekowac WAM, Kochane Dziewczyny za to, ze poprzez mojego bloga mialam zaszczyt poznac tak wspaniale, wrazliwe Osoby, ktore swoja kreatywnoscia upiekszacie otaczajaca nas codziennosc... Podziekowac za mozliwosc odwiedzania Waszych niesamowitych blogow, miejsc, ktore w wirtualnym swiecie stworzylyscie, by przekazac "w eter" czastke siebie...ja tak wlasnie to widze...
Dziekuje Wam, ze po prostu bylyscie, ze pisalyscie i komentarze i naprawde pelne ludzkiej zyczliwosci cieple maile, ze dzieki Wam blog ten w ogole ma sens.
Dziekuje takze za slowa wsparcia, kiedy nie "bylo mi najlepiej", kiedy pisalam nie zawsze na latwe tematy a WY wykazalyscie megazrozumienie...
Specjalne podziekowania pragne przekazac tzw"ANONIMYM" : WY nie jestescie ANONIMOWE...zostawiacie swoje imiona na kocu Waszych komentarzy...czytam je...wszystkie..zawsze...czasem z usmiechem, czasem z lezka w oku....DZIEKUJE WAM:)

I...pomimo tego, ze nigdy nie widzialam Was w tzw."realu" ,  przy lekturze Waszych blogow mialam wrazenie, jakbym Was znala.... dziekuje takze i za to.
   Dziekuje moim najwierniejszym Czytelniczkom, ktore byly ze mna od samego poczatku i sa ze mna nadal... Dziekuje Wam z calego serca:)))
Dziekuje rowniez Tym , ktore moglam zainspirowac swoimi pracami, dziekuje Tym Dziewczynom, ktore zapragnely moich prac w swoich domach, dzieki Wam mialam szanse rozwijac moje hobby i jego efekty zamieszczac tutaj.....
 I wreszcie... OGROMNE "DZIEKUJE" nalezy sie Wszystkim komentujacym moj poprzedni post... Nie spodziewalam sie az tak wzruszajacych komentarzy...Ciesze sie, ze niektore z Was poczuly ...NADZIEJE.. to wazne i...magiczne slowo...
 Jesli powyzsze slowa brzmia zbyt slodko - przepraszam, nie taki byl ich cel.... Czesto a wlasciwie prawie zawsze pisze, co w danym momencie mysle i...publikuje...jesli zdarzaja sie "literowki"...coz, trudno. Chce, by wszystkie moje wpisy byly prawdziwe i okreslaly mnie jako czlowieka w sposob jednoznaczny...
 ....Ten rok, ktory wlasnie duzymi krokami  zmierza ku koncowi byl wiec magiczny ale magiczny pozytywnie i pod innymi wzgledami rowniez.... Gdy obserwuje mojego Ludzika, jak sie rozwija, jak broi i za chwile mowi to swoje "kofam dich, mammi" - to...to jest magia wlasnie.... gdy w domu pachnie wanilia i cynamonem a za oknem cudowna pierzynka sniezna otula uspiona ziemie, krzewy i drzewa... to - to jest magia... gdy pisze i zamieszczam fotki a WAM sie to podoba, to...to jest magia wlasnie...
   Istota , sensem istnienia jest czerpanie radosci z rzeczy pozornie blahych... i nie jest to wyswiechtana choc przyznaje - dosc powszechnie stosowana maksyma... Mysle ze chyba Kazda z nas to potrafi... I to...jest MAGIA....
     Magia w mojej przedswiatecznej codziennosci okazalo sie - pomimo miotania sie pomiedzy "tym a tamtym" - poczynienie pewnych ostatnich w tym roku gadzetow....do domu...
Uszylam bowiem "chwytki" na gorace naczynia w formie klasycznej "wiszacej" i stojacej, przypominajacej rekawice ale bez palca ;))) smiac mi sie teraz chce, gdy na nia patrze;))))))) Inwalidka taka jakas mi wyszla;)))
Ponizej ocieplacz ..... swiecznik "zmontowalam" z szerokiego korka od lakieru do wlosow, ktory okleilam tasma dwustronna i "oblozylam" laskami cynamonu, nastepnie przewiazalam sznurkiem, zgrzebnym dosc w swej formie i....zaimprowizowany swiecznik...gotowy:) Polecam! Metoda szybka, efekt- niezly;)
...jeszcze male zblizenie na detale w "ocieplaczu" ( z okien wprawdzie nie wieje ale...to tez taka mala improwizacja;-))  )
 Jesli zas chodzi o dekoracje typowo swiateczne..to....popelnilam kilka....niezbyt spektakularnych ale...jak na "pospiesznie improwizowane" - prezentuja sie- tak sobie mysle- nienajgorzej....

Musze to napisac : LUBIE dekorowac "pseudookap" w kuchni z okazji swiat bozonarodzeniowych, kuchnia moja wtedy przypomina taka.... tradycyjna kuchnie z "klimatem" ;-)))
W oranzerii, po obu stronach, symetrycznie powiesilam girlandy wiankow ( naprawde "na szybko kreconych": elementy koronki, tiulu drewniane korale...ot i cala "ozdoba")
Na drewnianym kijku, oplecionym bukszpanem zawisly....takie rozne tam, "co mi w rece wpadly"
Lojalnie uprzedzam: kominek czeka na zmiane image'u, ktora stanowczo nastapi wiosna... Kominek stylistycznie odcina sie od reszty pomieszczenia i drazni moje oczy, ilekroc przechodze obok, dlatego potraktowalam go troche tak...po macoszemu...
Pamietacie te zawieszki? Mialam ich dokladnie 56 sztuk...zostalo przy mnie...az dwie....ale za to - mam nadzieje- ciesza oczy TYCH OSOBEK, ktore chcialy miec je u siebie....
Z ozdob "nie-swiatecznych"...popelnilam serca...to znaczy popelnilam je duuuuzo wczesniej, po prostu teraz dopiero je skonczylam... Pozostalosc z kilkunastu innych, ktore rowniez goszcza w domach niektorych z Was:))  Milo mi, ze sie spodobaly:)))
A dzis.....gdy pisalam, to znaczy zaczynalam pisac ten post, Ludzik moj kochany przy aktywnym wsparciu Tatusia postawili niemal przed moim nosem taka oto "nieruchomosc":))))
Jak widac snieg juz zelzal, jest go o wiele, wiele mniej, niz przed kilku dniami, kiedy to zastanawialam sie, JAK MAM DOJSC DO SKRZYNKI NA LISTY :((((( oddalonej od drzwi frontowych o kilkanascie metrow:((( nie pamietam takiej zimy....no, moze w 1978 roku byly podobna w Polsce ale wtedy wszystko bylo inne...."Wystane" w tasiemcowej kolejce pomarancze mialy nieziemski smak i aromat, na prozno szukam go dzis wsrod kazdej, kupionej partii pomaranczy...moze tu MAGIA nie dziala, bo jest ich wszedzie pod dostatkiem.......
     Nie wiem, czy czujecie podobnie ale...
Swieta mojego dziecinstwa, moich najdrozszych lat dziecinnych kojarza mi sie nieodmiedniie z MAGIA i wyjatkowoscia....bombki, ktore dziadek uratowal jeszcze z rodzinnego Nowogrodka, datowane na rok 1924...sa u mojej Mamy jeszcze...i nie mam odwagi poprosic Jej o nie....to tak cenna i krucha zarazem pamiatka, ze lepiej niech pozostanie na swoim miejscu...
Choinka...pod ktora spalam, czekajac na Mikolaja.... Nakryty stol z niezwykla starannoscia, potrawy podane naprawde "po krolewsku" ( tak sobie mysle, ze Mama moja powinna pisac bloga kulinarnego, Ona potrafi tak pieknie "podac" potrawy, tak zaaranzowac dekoracje "do zjedzenia", ze mysle sobie iz powinna sie ta umiejetnoscia dzielic....) ja niestety, w tym jestem niemota:((( )
Potrawy....przeplataly sie ze soba....litewskie, lotewskie, ukrainskie - po prostu : kresowe z polskimi i...to jest ta "wyjatkowosc" swiat Domu Rodzinnego, za ktora tak strasznie tesknie..... Tak bardzo chcialabym, marzylabym sobie aby moj synek, Filek kochany rownie milo i tesknie wracal do swiat Jego dziecinstwa.....
Powoli musze sie zegnac ale nie na dlugo... piatego stycznia 2011 roku bede pewnie znow "w domu", wiec "widzimy sie za rok" :-))))))
A do tego czasu...
Zycze WAM Wszystkim i Kazdej z Was z osobna, z calego serca:
CUDOWNYCH SWIAT BOZEGO NARODZENIA,
NIEZAPOMNIANYCH WZRUSZEN,
DUZO, BARDZO DUZO MILOSCI,
MAGICZNYCH CHWIL WSROD NAJBLIZSZYCH ALE TAKZE I PRZYJACIOL
SLODKIEGO WYTCHNIENIA,
WSPANIALYCH PREZENTOW, (takich wiecie...od serca)
PYSZNOSCI NA CUDOWNIE NAKRYTYCH STOLACH,
SZAMPANSKIEJ ZABAWY SYLWESTROWEJ
A W NOWYM 2011 ROKU:
NIECH OMIJAJA WAS WSZELKIE KLOPOTY; TROSKI; CHOROBY I SMUTKI
NIECH USMIECH OPROMIENIA WASZE BUZKI A WSZELKA OBFITOSC NA TRWALE ZAWITA DO WASZYCH WSPANIALYCH DOMKOW
I....
SPELNIENIA WSZYSTKICH MARZEN WAM ZYCZE!!!!!!!!!
- a podobno moje zyczenia...czasem sie spelniaja;-))))
USCISKI KOCHANE DUSZYCZKI i...do zobaczenia za rok:)))))))

wtorek, 7 grudnia 2010

Historia pewnej milosci....

      ...Nie planowala tego, co mialo sie wydarzyc....On zreszta tez nie...Oboje zyli w swoich wlasnych, przez siebie samych poukladanych swiatach, w roznych miejscach...i srodowiskach. Glosno oboje tez przyznawali, ze czuja sie spelnieni:
       Ona wykonywala zawod niewyuczony wprawdzie ale wymagajacy kreatywnosci,wyobrazni i wyczucia- pochlaniajacy ja zreszta calkowicie...kochala to, co robila - czy raczej - tworzyla..On..pracowal w koncernie, w ktorym powstaja luksusowe auta - rowniez na stanowisku wymagajacym kreatywnosci, zaangazowania ale tez empatii do ludzi i do wspolpracy zespolowej... Dwojka obcych sobie ludzi - niewiedzacych o sobie ludzi - tak moze nalezaloby to ujac.... Ona - po kilku niefortunnych -lub moze bardziej obrazowo: toksycznych - choc niezalegalizowanych  zwiazkach- zdeklarowana singielka...zawziecie tworzaca swoj "kawalek" przestrzeni...spelniona zawodowo i towarzysko. On- singiel ale po tzw."przejsciach" , obiecujacy sobie: "zadnych wiecej relacji"...no chyba, ze niezobowiazujace....
      Poznaja sie przypadkowo.....w sieci....fajnie im sie pisze...tym fajniej, ze oboje sa przekonani ,iz nic z tego glebszego nie wyniknie - nieswiadomie brna w te "wirtualna" znajomosc coraz glebiej....Powoli wymykaja sie spod kontroli emocje....W "realnej czasoprzestrzeni" wiedza doskonale, ze odleglosc jaka ich dzieli, dwa rozne kraje i srodowiska...wszystko to stanowi doskonale skonstruowana - pod wzgledem racjonalnym-     z a p o r e    przed...no wlasnie, przed czym???     .....przed miloscia...
  Koniec lata, poczatek cieplego wrzesnia, Krakow godz.19:55 Dworzec kolejowy.....
Ona wysiada z pociagu...On czeka na peronie z kwiatami....bordowe roze.... Spotkali sie w polowie drogi, w polowie odleglosci, jaka faktycznie oddziela te dwojke rozbitkow..... Pierwsze spojrzenie, musniecie ust, niczym skrzydlem motyla uzmyslawia OBOJGU - ze juz nic nie bedzie jak dawniej...... Spedzaja ze soba dwa dni i dwie noce.....Pozegnanie rozdziera im serca na strzepy....Placza oboje...zupelnie jak w piosence Lipnickiej...
  Koniec wrzesnia , Bialystok....drugie spotkanie....jeszcze piekniej niz w Krakowie....On wyjezdza...pozostaje pustka... I goraczkowy natlok mysli....co teraz?! Jest poukladany swiat (czy aby na pewno NICZEGO w nim nie brakowalo??!!), sa  Przyjaciele - ale tacy, wiecie...tacy PRAWDZIWI..tacy o jakich niezadlugo, w innej "czasoprzestrzeni" bedzie juz tylko snic.....stabilizacja... Poczucie pewnosci na kazdej plaszczyznie zycia (i znow pytanie: czy aby na pewno KAZDEJ???!).... Nieprzespane noce....telefony..smsy, maile....
 I jeszcze jedno spotkanie.. NIEOCZEKIWANE.....sobota...ona "jedzie na szmacie" w dresie, pies swiezo wykapany zawiniety w recznik "schnie"....dzwonek do drzwi... Nie widzi nikogo...mimo to otwiera....Wstrzas...wstrzas w pozytywnym tego slowa znaczeniu... 1200km...ta odleglosc....nieistniejaca juz praktycznie miedzy nimi.....
   Stoi On. Znow sa roze i znow bordowe i jeszcze cos....jest pierscionek i  DEKLARACJA..."Gdzie ja tam i ty lub...gdzie TY tam i...ja...."
   Listopad tego samego roku....Regensburg....Oni organizuja wesele....Ona szyje sobie (sama, rzecz oczywista :) - ) suknie slubna..... Zaplanowana data...od ktorej "juz na zawsze i wszedzie" to....

                                                          8 grudnia 2006 roku ..


         Od tej pory juz od czeterch lat ida za reke niczym dwie czastki tej samej duszy....i patrzac w tym samym kierunku....
  Moje drogie....ja wiem, ze jest to -banalem zalatujacym- ckliwy scenariusz rodem z podrzednej opery mydlanej....ale to MOJ scenariusz....ja go nie napisalam....zrobil to za mnie KTOS inny....
Dzis mija 4 rocznica slubu i ...patrzac w oczy mojego Meza...ciagle widze te iskre z Krakowa.....
Moja wlasna historia nauczyla mnie, ze dla milosci mozna zrobic niemal WSZYSTKO..i poswiecic WSZYSTKO. I nie jest to pusty, pozbawiony tresci slogan.... To, w co PRZESTALAM kiedys wierzyc -odmienilo moje zycie..Totalnie....od podstaw.......I  pokazalo, ze PRZYPADEK NIE ISTNIEJE !

Wiem, ze blog to nie miejsce na tak intymne wynurzenia....jednak zdazylam sie lekko zorientowac jakie Osoby mnie odwiedzaja i wierze, ze nie wystawie sie na posmiewisko piszac na "niemodny temat" ale...ja cala jestem niemodna, pisalam o tym juz kiedys...i malo tego...ja CHCE byc niemodna..
Dlaczego post ten publikuje juz dzis, skoro rocznica jest dopiero jutro?... Jutro raczej nie zdazylabym do Was niczego "skrobnac" Kochane :-))))
Pozdrawiam Was serdecznie i sle najmilsze pozdrowienia i.... wybaczcie ale z przyczyn dla mnie waznych nie moglam zamiescic fotek "robotkowych"....Mam nadzieje, ze mnie zrozumiecie... WIEM, ze mnie zrozumiecie....


piątek, 3 grudnia 2010

W zimowym otuleniu...............

.....czasem sie rozleniwiamy......

Witam Was, Kochane!!!
Z calego serca dziekuje Wam za wasze komentarze, ktore zawsze sprawiaja taka sama - ogromna - radosc, dowodza bowiem, ze to co robie, tworze, nawet male kursiki, ktore pozwaalam sobie od czasu do czasu zamieszczac- jest Komus potrzebne..... Dziekuje raz jeszcze....
Nie pokaze dzis fotek z przedswiatecznych dekoracji domu...bo jeszcze ich nie ma...:((( No naprawde nie mialam kiedy ich "ulokowac"...tzn. czesciowo, owszem -sa  ale brakuje mi tu wykonczenia...Gdy zdaze na pewno obfoce...
Powoli moja codziennosc przedswiateczna zdominowana zostala przez wyjazd do Polski...Ja wiem, ze byc moze nie jest to cos niezwyklego z punktu widzenia Kogos , kto w kraju mieszka ale...inaczej jest z emocjami ludzi, ktorym przyszlo zyc poza Krajem....Kazdy taki wyjazd do Ojczyzny nieodmiennie wiaze sie z wydarzeniem i cala masa emocji...tak jest przynajmniej ze mna...W kazdym razie ciesze sie przeogromnie!!!!!
 W tyglu codziennosci natomiast...dla samej siebie zrobilam niewiele....jesli chodzi o ozdoby, dekoracje cieszace oczy.... Raczej realizowalam kolejne i - ostatnie w tym roku juz - zlecenia. Czesc z nich przeznaczona jest na prezenty, dlatego z przyczyn oczywistych nie moge pozwolic sobie na zamieszczenie fotek...Po swietach...byc moze..za zgoda rzecz jasna Osob zainteresowanych... Tak wiec paczuszki czekaja grzecznie zapakowane, dopakuje jeszcze 6 i jutro wszystkie razem wyfruna w swiat...a z nimi...mikrony mojego "jestestwa"...tak, tak....czesto pracujac nad czyms, nie znam Odbiorcy docelowego....wyobrazam go sobie....jaki jest i jak wyglada, jakie ma zainteresowania, radosci i...smutki...i zawsze gdy dochodze do tego punktu:"smutki"...mysle sobie.."niech Ci Czlowieku, ta mala rzecz przyniesie szczescie, niech odmieni na lepsze wszystko, co Cie dreczy, niech w Twoje serce wlewa za kazdym razem radosc, gdy na rzecz te spojrzysz....takie, wiecie...? czary- mary.....czasem dzialaja....podobno.....i to mnie dodatkowo cieszy..
Wierze i robie wszystko, by moje tworki byly rzeczywiscie..."made with love"...
Znow powialo sentymentalizmem, wybaczcie prosze...ale czas zimowy, przedswiateczny zwlaszcza, nie nastraja mnie inaczej, niz sentymentalno-refleksyjnie...sprawia, ze podsumowuje caly rok....co bylo w nim dobrego...a co nie...i...czy mi wierzycie, czy nie - zawsze wyciagam owa "madrosc" zyciowa czasu minionego, ktorego nie dogoni juz zadna sila.....Czy tez "tak macie"???

Ze sprawek przyziemnych bardziej ..pokazac chce te niewielka w sumie grupke - w ilosci sztuk:2 - przedmiocikow, ktore zwlaszcza w zimowym okresie ciesza oczy, przywodzac na mysl roziskrzona barwami kwitnacych kwiatow - wiosne ....do ktorej jeszcze.....ho...ho...i dalej :-)))))
Ponizsze serce wyszylam haftem 3D , na jedwabiu i ...jedwabiem:-)))))), przytwierdzilam kolko od karnisza ze spatynowanego mosiadzu i...obwiarzalam zgrzebnym sznurem....wyszlo w sumie niezle..


To jeszcze nizej , wyhaftowalam zwykla bulionowka, do tego elementy z haftu brazylijskiego i...wyszedl w sumie nieprzesadzony forma mariaz obu tych haftow... Ten powstal w tonacji chlodnej, o czym swiadczy np. i dobor nici i dodatkow, chociazby w postaci tkaniny dolnej....utrzymanej w tonacji mietowo-blekitnej....Sposob wykonczenia, podobny do poprzedniego. Oba serca zawisly symetrycznie po bokach lozka w sypialni....w polaczeniu z poduszkami, ktore pokazalam w poprzednim poscie(tamte byly dla Klientki a moje sa identyczne, dlatego nie robilam fotek)- wygladaja fajnie:-)

Poza robotkowymi "popelnieniami"....nie zapomnialam o adwentowych ciasteczkach....zwlaszcza, ze widok za oknem - jak ponizej - raczej sprzyjajacy slodkosciowemu obzarstwu:-))))))))))))
A w domu cieplutko, pachnaco cynamonem i korzennymi przyprawami....no i Pmocnik moj kochany w osobie Filipka - wiec jak moglam nie popelnic ciasteczek??????????????????????? - No musialam!!!!
Nie zdazylam ich udekorowac...pomimo przygotowanej juz polewy migdalowej......na placu boju pojawil sie Maz....by asystowac mojemu Pomocnikowi....Ciastka "wyparowaly po...jakiejs niespelna godzinie....coz..?
I..........teraz baaaaaaaaaaaaaaaaardzo prosze, by WSZYSTKIE MISTRZYNIE DECU - taktownie przymknely oczeta na to, co zobaczy ponizej.....oki? ...Z gory Wam dziekuje.....
To bedzie "skrytka" na przyprawy korzenne, wszystkie gadzety niezbedne przy pieczeniu ciast...Ufff ambitnie zabrzmialo, ale ja stwierdzilam, ze naprawde takiej skrzynko-skrytki KONIECZNIE POTRZEBUJE....jeszcze jej nie zapelnilam, poniewaz czeka ja wielokrotne szlifowanie ale poniewaz daaaaaaaawno nie bawilam sie w decu, wiec juz teraz ja obfocilam:-)))))


Kochane moje! Wytrwalyscie do konca????? Milo z Waszej strony...
Wszystkim Wam, ktore jestescie ze mna od poczatku mojego bloga t.j. od lutego br. bardzo ale to bardzo nisko klaniam sie w podziekowaniu....Nowym Osobkom rowniez klaniam sie nisko i zapraszam w skromne progi zwariowanej Margott:)))
A wszystkim, ktore odwiedzaja mnie anonimowo - rowniez mowie DZIEKUJE:) i ....prosze...skrobnijcie cos od czasu do czasu...komentarze opatrzone etykietka "Anonimowy"- rowniez bliskie sa mojemu emigranckiemu sercu...
Zycze Wam wszystkim cudownie milego weekendu, Kochane! 

poniedziałek, 29 listopada 2010

Zamotanie :-))))

Witam Was Kochane!!!!
"Zamotanie" to jedyne slowo, jakie przychodzi mi na mysl, w okresie "mocno przedswiatecznego szalu" :
-szalu porzadkow
-szalu zakupow
-krzataniny wokol kuchni i poza nia....
- itd....
Tak maja NORMALNE KOBITKI
Te "Normalne inaczej" - mam nadzieje, ze nie jestem przypadkiem odosobnionym, niebezpiecznie "odstajacym" od reszty spoleczenstwa - dodaja do swej listy jeszcze mase innych- jak sie okazuje zupelnie zbednych - czynnosci.....
Bo np. nagle okazuje sie, ze.....na gwalt potrzebny mi plaszcz....moherowy, mieciutki nie gryzacy, w kolorze czekolady taki...wiecie, no....fajny. No wiec mam. Przeczesalam sklepy z tkaninami (maja tu niestety super wybor, nawet dla tak wybrednych, wrednych klientek, jak ja ,-((( ) ....Uszylam, wisi i...jest.
Stwierdzilam, ze potrzebne sa nowe zalony w kuchni, ok, sa.  Ostatni wpis jest tego dowodem...A teraz jeszcze poduszki.........
Jestem Zamotana. Niegroznie wprawdzie bo...mam nadzieje, nie odbija sie  na mojej Rodzinie to tworczo-wytworcze zamotanie ale zawsze jednak....
Wlasnie przed swietami przed uplywem starego roku i najczesciej wtedy, gdy czasu nie mam bo realizuje jakies zamowienia itp.. wyszukuje sobie  dodatkowych atrakcji!  W mysl starej maksymy :
"brak Ci czasu? znajdz sobie dodatkowe zajecie!"       Brzmi absurdalnie , nie u mnie jednak....
Nie chce jednak zrzedzic....
Z pozytywow tak zwanych.....: Zasypalo nas!!!!!
Nie zebym sie cieszyla - choc nie ukrywam, ze wole snieg od wszeogarniajacej nas do niedawna pluchy listopadowej - ale licze...na przypiecie nart jeszcze przed wyjazdem do Polski. Do najblizszego zjazdu mamy niecale 54 km, wiec az taka eskapada to nie bedzie....Wlasnie olsnilo mnie....
Widzicie?!
- To jest wlasnie dodawanie sobie kolejnych punktow do naciagnietej jak guma listy "spraw".....
Teraz z innej beczki...
Pracowalam nad pewna kolekcja poduszek i gadzetow do sypialni....pokazalam pewnej Pani fotki, wysylajac Jej maila, po czym....dostalam zamowienie na identyczny.....Nie znosze tego. Nie znosze powielania wzorow, w moim byc moze chorym pojeciu - powtorne powielenie wzoru ociera sie juz o masowke..... Wywiazalam sie oczywiscie z realizacji, szylam dwa komplety, moj jeszcze sie "wykancza" a te ponizej zamieszczone  poszly juz na polnoc Niemiec:

Pudelka juz sa dodatkiem do mojej kolekcji poduszek :-)))

Nici oczywiscie.....cieniowane, jedwabne....tasiemki...jedwabne, tez je pofarbowalam...
Tkaniny....Williamson & Sohn....

Popelnilam jakis czas temu kolejna serie zawieszek.... -kolejny punkt swiadczacy niezbicie o syndromie "zamotania".....



Fragment skrzydla Aniola.....kolejna wariacja na  tema Swiat Bozego Narodzenia...chociaz mysle teraz, ze zawieszka ta, rokokowa cokolwiek w swej "tresci" moze z powodzeniem wisiec caly rok.....

Haft powyzszy wykonany jest na shantungu jedwabnym, nicmi jedwabnymi z moje domowej "farbiarni" :-)

A propos farbiarni....Ponizej ostatni juz wypust w starym roku kolekcji nici: welna, bawelna i...jedwab...
Z jedwabiem mam klopot, musze poszukac dostawcy, bo sklep, w ktorym kupowalam biale nici jedwabne do haftu ( tylko bialymi dysponowali) - wlasnie zlikwidowano....
Wiec informacja dla Tych Pan, ktore zamowily lub "nosza sie " z zamowieniem... To co widac, czyli caly przedostatni rzad, to jedwab i to jest wszystko, co aktualnie mam. Acha, nie wszystkie z tego przedostatniego rzedu odcienie mam, troche juz "zmienilo Wlasciciela".

Coz Kochane, serdecznie dziekuje Wam za Wasza obecnosc na moim blogu, poparta milymi komentarzami,
zyczac udanego tygodnia...
Usciski
Margott